poniedziałek, 26 listopada 2012

do porannej kawy

Dzień dobry :) 

Pobudka dziś o godzinie 6.30, Mały człowiek stwierdził, że już jest najwyższa pora, żeby wstać i obudzić rodziców, bo po co mają spać, skoro taki piękny dzień za oknem się budzi. Po takiej pobudce nie pozostawało nic innego jak podnieść się z łóżka i zebrać się do życia. Szybkie śniadanie, Mąż do pracy, a My (Mały Człowiek i ja) do zabawy i sprzątania mieszkania po sprawach remontowo-przeprowadzkowo. Pranie wstawione, Mały Człowiek bawi się w najlepsze i nie zwraca uwagi na mamę, więc jest czas na kawę.

Przepis na ten chlebek bananowy pochodzi z książki Nigelli Lawson Jak być domową boginią, dostałam ją od Męża na imieniny i korzystam:)


Mój przepis jest odrobinę zmodyfikowany, ale tylko dlatego, że nie miałam wszystkich odpowiednich składników.


                                                Składniki

100 g rodzynek
75 ml brandy
175 g mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki soli
125 g niesolonego masła, stopionego
150 g cukru
2 duże jajka
4 małe banany (ok. 300 g) rozgniecione


Rodzynki zalewamy brandy w niewielkim rondelku i doprowadzamy do wrzenia, gdy zaczyna wrzeć zdejmujemy z ognia i zostawiamy na godzinę, żeby rodzynki wchłonęły płyn.
W misce mieszamy suche składniki, mąkę, proszek do pieczenia, sodę oczyszczona i sól, mieszamy albo dłońmi albo drewnianą łyżką. W dużej misce mieszamy ze sobą cukier i roztopione masło, następnie mieszając dodajemy po jednym jajku. dodajemy rozgniecione banany. Drewnianą łyżką mieszamy masę z dodanymi odsączonymi rodzynkami, następnie dodajemy po jednej trzeciej porcji suchych składników, mieszamy dokładnie każdą porcję. Tak przygotowane ciasto przekładamy do formy (keksówka 23x13x7 cm) wyłożonej papierem lub wysmarowanej masłem i wysypanej bułką.  Pieczemy 1 godzinę w piekarniku rozgrzanym do temperatury 170 stopni.
PS. W oryginalnym przepisie do ciasta dodane są posiekane orzechy włoskie (60 g). Mąż uważa, że chlebek byłby jeszcze lepszy z nimi, więc następnym razem będzie z orzechami.;)

środa, 14 listopada 2012

Zielono mi...

Zielono mi... czyli zupa a raczej krem brokułowy.



Nigdy nie przepadałam za zupami, z jednym wyjątkiem... pomidorowa mojej babci, hmmm.... pycha. W domu rodzinny nie gotowało się jakiś specjalnych zup, byle tylko była. W niedzielę tradycyjnie rosołek z makaronem, a w tygodniu jakaś taka warzywna, ziemniaczana albo kalafiorowa, wszystkie prawie takie same, nudne. Myślę, że to jest właśnie powód tego, że tak nie lubię zup, poza pomidorową babci, ale dziś nie będzie o tej wspaniałej pomidorowej, a o kremie brokułowym, który może nie jest tak wspaniały, ale pyszny. Mały Człowiek rośnie jak na drożdżach i je prawie to samo co my więc motywacja do gotowania zup jest. Zwłaszcza, że od czegoś trzeba zacząć, a zupa na początek jest bardzo dobra.

Tak Mały Człowiek poznaje smak brokułów... przed zjedzeniem zupki


Składniki

2 marchewki
1 pietrusza
1 mały por
1/4 selera
natka pietruszki
kilka różyczek brokuła
50 g piersi z królika*
sól
pieprz
woda (ale o tym chyba nie muszę pisać)

Do garnka (ja miałam taki na ok 1,5 litra) z wodą wrzucamy królika i gotujemy, gdy będzie miękki dorzucamy marchewki pietruszkę, seler i natkę pietruszki. Kiedy już warzywa będą stawać się miękkie wrzucamy różyczki brokuła, jak już wszystkie warzywa będą miękkie, miksujemy wszystko blenderem, doprawiamy do smaku, przelewamy na talerz i oto jest krem brokułowy gotowy do zjedzenia:)

Smacznego!



PS.  Jest to pierwszy wpis z przepisem, więc proszę o wyrozumiałość i konstruktywne uwagi.

* u mnie była zupa na króliku, ponieważ Mały Człowiek dostał od pradziadka, ale równie dobrze może to być kurczak

piątek, 2 listopada 2012

początek

Zaczynamy przygodę... 
Jestem nowa. W nowym mieście, w nowym mieszkaniu, w nowym miejscu, bo przecież blog to miejsce. Jestem mamą  wspaniałego Małego Człowieka, który pojawił się w lutym tego roku. Jestem żoną fantastycznego Męża od lipca 2010. Przede wszystkim jestem sobą. 
Kocham... oczywiście moich chłopaków :) moja całą, wielką rodzinkę, dzięki nim jestem taka a nie inna.
Lubię ... słodycze. Lubię patrzeć jak Mały Człowiek bawi się swoimi zabawkami. Lubię gotować i piec. Lubię tą iskierkę zachwytu, kiedy Mąż czegoś próbuje i Mu smakuje ;)

Dziś była smaczna zupa z pieczonej dyni... Chciałam zacząć od czegoś do zjedzenia, ale niestety aparat odmówił posłuszeństwa, po za tym najpierw muszę poćwiczyć, żeby zdjęcia te jakoś wyglądały. Więc na razie będzie tylko ten krótki wpis